Już kiedyś pisałam o różnych wymówkach, których używają uczniowie, aby nie uczyć się TERAZ.
Każdy powinien sobie naprawdę postawić jedno zasadnicze pytanie: CZY NAPRAWDĘ CHCĘ SIĘ NAUCZYĆ NIEMIECKIEGO?
Najwyraźniej istnieją bardzo różne odcienie i znaczenia słowa „chcę”. Bardzo często „chcę” oznacza tak naprawdę: „chciałaby/chciałbm, jeśli by to się odbyło błyskawicznie i bez żadnego nakładu pracy ani pieniędzy z mojej strony. Oczywiście też bez żadnego wysiłku„. Jasne. Ja też bym tak chciała. Na przykład nauczyć się w ten sposób japońskiego. Mówię zupełnie serio, to nie żart. I co z tego wynika? Że się go aktualnie nie uczę. Bo faktycznie NIE mam na to w tej chwili czasu, nie mam też najwyraźniej wystarczającej motywacji, żeby się za to zabrać. Ale, GDYBYM podjęła decyzję o nauce, TO bym się uczyła, no bo przecież chodzi o nauczenie się, a nie o szukanie wymówek prawda?
Mam aktualnie kilkudziesięciu uczniów, z którymi pracuję pisemnie, tzn. dostają ode mnie codziennie lub prawie codziennie lekcje do odrobienia. Niektórzy są superpracowici i aż się dziwię, jak pilnie pracują, realizując konsekwentnie i systematycznie swoje własne postanowienie „nauczę się niemieckiego”. Są wśród nich różne osoby – niektóre pracujące na pełny etat i na dodatek z kilkorgiem dzieci. Chylę głowę, serio.
Z drugiej strony mam też innych… Ci inni prześcigają się dosłownie w wynajdowaniu usprawiedliwień, DLACZEGO nie mogą/nie mogli się uczyć. Najczęstsze usprawiedliwienia to:
- połączenie internetowe nie działa/ło
- chora/-y jestem / byłam/-em
- dziecko/mąż/żona/rodzic… chory/-a
- nie miałam/-em czasu
- mam za dużo pracy
- mam/miałam/-em egzaminy
- wyjeżdżam na urlop
- zacznę od… (jutra/poniedziałku/przyszłego tygodnia/przyszłego miesiąca itp.)
- komuter zepsuty / był zepsuty
- jakaś część komputera (była) zepsuta
- musiałam/-łem wyjechać
- zacznę się uczyć gdy znajdę pracę w Niemczech
- problemy rodzinne
Ja oczywiście ROZUMIEM, że to wszystko MOŻE być prawdą i że MOŻE „odciągać” od nauki!
Jednak za każdym razem gdy coś takiego czytam myślę sobie „biedna/-y xy, fakt”. Ale mnie jako nauczycielki nie ma mnie za co przepraszać ;). To „przepraszanie” zostało nam chyba jeszcze z czasów szkolnych, kiedy musieliśmy PRZEPRASZAĆ i się usprawiedliwiać, jeśli czegoś nie odrobiliśmy. Teraz jesteśmy dorośli i ja nigdy nikogo nie zmuszam do nauki. Nie stawiam także złych stopni. Nie zostawiam na drugi rok w tej samej klasie. Nie oblewam egzaminów. W ogóle moja cierpliwość (prawie) nie zna granic ;).
Wiecie, drodzy uczniowie (nie tylko MOI uczniowie! ;)), uczycie się – lub nie uczycie – wyłącznie dla siebie, nie dla nauczyciela! I zasada jest naprawdę idealnie prosta. Albo się uczycie i potem umiecie, albo się NIE uczycie i potem NIE umiecie. Oszukiwanie samego siebie (na zasadzie „chcę się uczyć, ALE…”) do niczego nie prowadzi. Owszem, najwyżej do wyrzutów sumienia, że miało się coś w planach, a się tego nie zrealizowało.
A więc – powtarzam pytanie – CZY NAPRAWDĘ CHCESZ SIĘ NAUCZYĆ NIEMIECKIEGO???
Jeśli tak, to się po prostu UCZ, a nie szukaj wymówek!
‚zacznę od…’ + ‚nie chce mi sie’ – znajduja sie u mnie na liscie najczesciej uzywanych 😦
Ale, walcze z tym 🙂
TEGO mi akurat uczniowie nie piszą 😉 Pewnie się boją, że to głupio zabrzmi 😉 I poniekąd mają rację, choć taki powód też jestem w stanie zrozumieć! 😉
Bo to _brzmi_ glupio, ale coz poradzic.
Blog jest czysto amatorsko-motywujaco-poszukiwawczy (w sensie, szukam odpowiedniego kierunku dla siebie :P) ale ciesze sie, ze sie podoba.
Swoja droga, mam pytanie, a kto moze wiedziec lepiej, niz nauczycielka 😉 Jak mozna urozmaicic ‚papierowa’ (cwiczenia w podreczniku, ksiazka do gramatyki etc.) nauke? Do pracy z Supermemo az sie pale, niestety nie moge tego samego powiedziec o pracy z podrecznikiem
Jeśli uczysz się niemieckiego (a na to wygląda sądząc z bloga), to pobuszuj po stronach Deutsche Welle… Oni mają świetne materiały multimedialne, zawsze coś ciekawego się znajdzie.
DW znam i chwale sobie, ale znow jest to kategoria multimedialna, ktora – sama w sobie – jest niezmiernie ciekawa 🙂
Natomiast, jak pisalem, papierowe ksiazki mnie nudza nieco. A – jak wiadomo – i z nich trzeba korzystac, jak chodzi sie na kurs czy tam do szkoly.
Teraz wpadla mi mysl o ‚mind mappingu’ i mysle, czy to dobry pomysl?
Świetny!
Swoją drogą fajny blog!
Pozdrawiam!
Zasiadłem do niemieckiego z twardym postanowieniem i wstawałem rano wcześniej tak, żeby na dzień dobry mieć 2-3 godziny nauki. W pracy fiszki i powtórki materiału po robocie. Były tygodnie, w których spędzałem ponad 30 godzin nad językiem i nie miałem problemu z przekładaniem go na „potem”. Ale ostatnio z niechęcią biorę się nawet za powtóreki słówek, a gramatyki wręcz z obrzydzeniem. Coraz częściej też odpuszczam sobie, ale nie wynika to z jakiegoś planu „od jutra” itp. tylko ze zniechęcnia. Tak naprawdę to już nie wierzę, że się niemieckiego nauczę. Jest tak wiele do opanowania, że wydaje się za wiele nawet jak na resztę życia. Posilając się znów hydrologiczną metaforą: czuję się jakbym płynął pod prąd rwącej rzeki, gdzie nakład pracy jest ledwo zauważalny, a sił coraz mniej. Tym bardziej, że mi nie zależało na umiejętności zapytania się Niemca o drogę, tylko na możliwość zgłębiania niemieckojęzycznych tworów kultury.
Jestem pesymistą i w ogóle nie potrafię używać systemu „pozytywnego myślenia” z Twoich książek. Odbieram to jako naiwniactwo z tej samej matki co „prawa przyciągania” i inne szarlatanerie new age.
Mądrze napisałaś, że nauka języka to długoterminowy plan. Z tym, że plany długoterminowe ciężko sprowadzić do realnych kategorii. Uciekający z pola widzenia cel burzy poczucie sensowności dalszego gonienia za nim. Nie mogę sobie z tym poradzić.
Gdyby wszyscy tak negatywnie podchodzili do nauki, to nikt nigdy nie nauczyłby się niemieckiego (ani żadnego innego języka obcego).
Trudno mi tu dawać jakieś konkretne rady, bo nawet nie mam pojęcia kim jesteś, drogi „h”. W każdym razie jedno mogę powiedzieć z całą pewnością: COŚ zostało zrobione źle. Może uczyłeś się ZA DUŻO? Albo nie tego, co akurat gwarantuje szybkie postępy? Może nie miałeś/nie masz nikogo, kto by pokierował Tobą, tzn. Twoją nauką, która sama w sobie NIE jest łatwym procesem? Wielu samouków faktycznie utyka w martwym punkcie, nie tylko dlatego, że nie wie „w jakim kierunku” się dalej uczyć, ale też dlatego, że nikt ich nie zachęca, nie chwali, nie dowartościowuje, nie potwierdza postępów w nauce…
Jak sam piszesz – jesteś pesymistą. Pesymiści, moim zdaniem, sami poniekąd odbierają sobie radość życia, a więc sporo z jego jakości. Pesymiści uczą się zdecydowanie gorzej, przychodzi im to trudniej, bo nie wierzą w sukces – będąc generalnie pesymistami.
W moich książkach staram się zarazić entuzjazmem i uświadomić uczniom, że sama NAUKA też może być fajna, a nie odbierana jako ciężki obowiązek, sam w sobie okropny i wykonywany wyłącznie po to, żeby kiedyś – dużo, dużo później – powiedzieć „umiem”. Wiem, że (niestety) nie dotrę z tym przekazem do KAŻDEGO, ale mimo to myślę, że warto ;). Nie czuję się zupełnie jak szarlatan ;).
A Tobie naprawdę współczuję tej rwącej rzeki. Ja na Twoim miejscu zwolniłabym i podziwiałabym po drodze piękne brzegi po obu stronach…
temat wszystkim znany 🙂 szkoda czasu i energii na oszukiwanie samego siebie. lepiej powiedzieć sobie: „potrzebuję przerwy”. i ją zrobić. ja po kilkudniowym odpoczynku wracam do nauki. wypoczęta, zadowolona, pełna energii, a nie sfrustrowana, że po raz kolejny coś zawaliłam 😉
Pani Agnieszko ubolewam że mnie nie było na piewszym spotkaniu , powód nie mam zainsalowanego programu Flash Playier , jutro bedzie koleżanka obiecała pomoc , jezeli Pani nie uraziłam moją nie obecnościa to proszę o nastepny termin , bardzo mi szkoda piewszego spotkania , pewnie już się nie powtórzy? . z całym szacunkiem dla Pani Urszula.
Ja miałam dużo wątpliwości co do niemieckiego. Jednego dnia było tak, innego nie. Teraz jestem ZDECYDOWANIE NA TAK i może to głupio zabrzmi, ale ja właśnie żyję tym tzw. zacznę za….
Aktualnie trwają moje przygotowania do matury i zwyczajnie nie starcza mi czasu, dlatego czekam do maja jak wszystko się skończy i będę miała 4 miesiące tylko dla siebie a wtedy na poważnie zajmę się moimi umiejętnościami z niemieckiego. Teraz oczywiście też staram się coś robić, chociaż co jakiś czas – głównie ze względu na szkołę, ale też dla siebie, żeby przyzwyczajać się do myśli, że od maja będzie po prostu intensywniej 😉
Ostatnio wpadłam na pomysł sięgnięcia po Deutsch Junior, nie wiem czy kojarzy Pani tę serię. Parę lat temu była ogólnodostępna w kioskach i mój dziadek zgromadził pokaźną kolekcję i chcę to wykorzystać. Może taka forma do mnie przemówi, żeby pokochać niemiecki i z większą przyjemnością do niego wracać 😉 Myślę, że te wszystkie piosenki, wierszyki i kolorowe obrazki mogą mnie jak najbardziej do siebie przekonać 😉
A ja właśnie uczę się dwóch języków równocześnie, w tym niemieckiego oczywiście i mam strasznie duzo innych zajęć bo jestem mama na cały etat i pracuję zawodowo na caly etat i dodam, ze żaden z tych dwóch dodatkowych języków (bo znam już angielski) nie jest mi potrzebny do pracy. Postanowiłam, że sie ich naucze, bo niemiecki to jak juz kilkakrotnie P. Agnieszka napisała język naszego potężnego sąsiada, który należy znać, a Włochy kocham i wszystko co włoskie, to też go się nauczę. I strasznie się ciesze, że są tacy ludzie jak pani Agnieszka , którzy krok po kroku pozwalają odkrywać język niemiecki a to pozwala na dużą satsfakcję, że codziennie potrafię ułożyc jakieś nowe zdanie, które pewnie kiedyś gdzies sie przyda, a nawet jesli nie, jest to satysfakcja dla mnie samej . Nie ma ludzi wybitnie uzdolnionych językowo – to też przeczytane u p.Agnieszki, są tylko bardziej lub mniej pracowici, bardziej lub mniej zmotywowani i mają złego lub dobrego nauczyciela.
Pani Katarzyno, pisząc ten wpis miałam m.in. Panią na myśli. Jest Pani wzorem pilności, a zdaję sobie doskonale sprawę, że nie jest to takie proste.
„Nie ma ludzi wybitnie uzdolnionych językowo – to też przeczytane u p.Agnieszki, są tylko bardziej lub mniej pracowici, bardziej lub mniej zmotywowani i mają złego lub dobrego nauczyciela.”
Brrrrawo, święte słowa 🙂