Jakie FAJNE książki do nauki języków wychodzą! Normalnie aż przyjemnie się uczyć. Szkoda, że „za moich czasów” czegoś takiego nie było ;).
Mówię tu konkretnie o Czarnoksiężniku z Krainy Oz. Książka ukazuje się dopiero 16 maja, ale dzięki „mojemu” wydawnictwu mam okazję zajrzeć do niej już teraz. Jestem pod wrażeniem. Szczerze mówiąc sama nie przepadam za fantastyką, ale widać, że ktoś zajął się angielskim materiałem tej książki z sercem i inteligentnie. I ciekawie. Dawno czegoś tak zachęcającego nie miałam w ręku.
Dlaczego?
Pomijając ładną okładkę (ok, to nic specjalnego, wydawnictwo Poltext ma po prostu świetnych grafików i wszystkie ich książki są optycznie ŁADNE i zachęcające), jak widać na obrazku:
spójrzmy na spis treści:
Nie, nie, całość nie kończy się na stronie 86, książka ma prawie 400 stron. Zobaczcie, jak przejrzyście wszystko jest opracowane. Oczywiście mamy jako rozdziały poszczególne rozdziały angielskiego oryginału – to jasne. Aby nawet początkującemu czytelnikowi było łatwiej, to oprócz słowniczka na końcu książki OBOK tekstu podane są trudniejsze słówka i wyrażenia z tłumaczeniem polskim. Nie trzeba więc ciągle zaglądać gdzieś indziej.
Autorzy z każdego rozdziału wybierają sobie jakieś konkretne słówka i „rozpracowują” je nam dokładnie i konkretnie. To jest absolutnie super, bo w prosty sposób rozszerza przy okazji słownictwo i uczy jak ten cały „system” funkcjonuje. Mało tego, uzupełniają różne tematy o więcej opcji, czyli rzeczy nie występujące akurat w tekście, ale warte znania.
Oczywiście bez gramatyki ani rusz, wszystko jedno w jakim obcym języku. Krok po kroku więc omówione są WAŻNE rzeczy z angielskiej gramatyki. Oczywiście opierając się na treści, tak niejako „przy okazji”. Dzięki temu gramatyka traci swoją grozę, a zyskuje oblicze PRAKTYCZNE, bo omawiane przykłady nie są wyrwane z kontekstu, tylko właśnie ostatnio w danym rozdziale napotkane na żywo.
MAŁO TEGO. Do każdego rozdziału (a rozdziałów jest w sumie 24) jest super ciekawy podrozdział „kultura i historia”. Te fragmenty są całkiem po polsku i dobrze. Prawdziwa kopalnia ciekawostek wokół książki, jej treści, autora i masy innych rzeczy. Tu również podziwiam inwencję autorów polskiego wydania. Ja osobiście ucząc się angielskiego czytałabym to „na deser” przerobiwszy wszystko inne.
No bo oczywiście samo czytanie nie wystarczy. Żeby sobie wszystko utrwalić warto – koniecznie – przerobić ćwiczenia. Oczywiście też są po każdym rozdziale. Są różne rodzaje ćwiczeń, a nawet krzyżówki. Rozumie się, że na końcu książki znajdziemy wszystkie klucze.
Krótko mówiąc: polecam, polecam, polecam, zupełnie szczerze i z własnej inicjatywy. To nauka w PRZYJEMNY sposób, lekki, a jednocześnie dobrze przemyślany przez autorów.
Dobra recenzja
Z tej serii jest jeszcze Sherlock Holmes, ale dla srednio a nawet zaawansowanych.
Oprócz tego jest jeszcze jedna publikacja, ale nie pamiętam.
Widać, ze to ksiązka dla początkujących.
Super pomysł, a czy są takie książki do nauki niemieckiego?
Hah, no może będą jak napiszę ;).
Bo w planach mam, nawet już część jest gotowa ;).
Tak sobie popatrzyłam i znowu nie mogę się nadziwić czemu w tak w sumie fajnej książce brak tak ważnej rzeczy jak …… zapis fonetyczny wymowy poszczególnycb słówkek. Jest to według mnie tak powszechnie spotykana ułomność polskich książek do angielskiego, że w sumie przestaje mnie to już dziwić. Angielska wymowa jest trudna i dlatego, moim skromnym zdaniem, powinna być zawsze i w każdej książce, żeby Polacy w końcu nauczyli się porządznie mówić po angielsku. W niemieckich książkach do angielskiego wymowa jest podawana prawie zawsze.
Pozdrawiam,
Hm, coś w tym jest, fakt. Z drugiej strony doświadczenie powiada, że bardzo mało ludzi potrafi przeczytać „porządny” zapis fonetyczny… więc przeciętnemu czytelnikowi on niestety niewiele daje… Sama mam z tym „zgryz” we własnych książkach i czasem używam takiego uproszczonego okropnego zapisu…