Dostałam ostatnio ciekawego maila, który przypomniał mi o kilku uczniach, których miałam wiele lat temu. Otóż ci uczniowie postanowili uczyć się niemieckiego z niemieckiego elementarza. No bo skoro małe dzieci w Niemczech dają sobie radę z elementarzem, to tym bardziej dorosły człowiek go zrozumie i będzie w stanie się tym bardziej, szybciej i lepiej nauczyć, prawda?
Nieprawda!
Dlaczego obcokrajowcowi trudno uczyć się z takiej prostej książki? Przecież nawet 6- i 7-latkowie dają sobie z tym radę. Taaaak, ale 6- czy 7-letni Niemcy, a nie obcokrajowcy.
(Tu mała dygresja: oczywiście dają sobie radę także dzieci innego pochodzenia. W Niemczech żyje kilka milionów obcokrajowców, którzy też posyłają swoje dzieci do niemieckich szkół, również wtedy, gdy dzieci jeszcze w ogóle nie mówią po niemiecku. Są wtedy zasadniczo dwie możliwości: albo dziecko integruje się z niemieckojęzyczną klasą i szkołą i błyskawicznie „łapie” język – nie z elementarza, tylko z przebywania z innymi niemieckojęzycznymi dziećmi kilka godzin dziennie. Albo, jeśli trafi do klasy, w której jest większość dzieci z jego własnego kraju i nie integruje się z Niemcami – problem języka pozostaje na dalsze lata albo wręcz na zawsze. Tak zdarza się np. w niektórych szkołach w Berlinie, do których w niektórych dzielnicach uczęszczają prawie wyłącznie tureckie dzieci).
W ogóle panuje teraz generalna „nowoczesna” metoda nauczania dzieci – mają pisać jakkolwiek, może być z błędami, byle pisać. Na przykład:
W ostatnich latach panuje także „nowoczesna” opinia, że dorośli uczą się i powinni uczyć się języka obcego tak, jak robią to dzieci – bezkrytycznie powtarzając, nawet jeśli się często nie rozumie, dlaczego mówi się tak, a nie inaczej.
To tylko częściowa prawda, albo raczej w ogóle nieprawda. W ten sposób uczą się naprawdę tylko nieliczni dorośli.
Elementarze i w ogóle większość książeczek dla dzieci pisana jest właśnie dla DZIECI, a więc zupełnie inaczej, niż dla dorosłych. Ok, ok, generalnie prościej, ale te uproszczenia niewiele nam pomagają, wierzcie mi ;).
Wklejam tu kilka przykładów – dla dzieci dopiero zaczynających się uczyć w szkole i dla trochę starszych. Co widzimy? Pozytywne strony: krótkie zdania. Brak skomplikowanych konstrukcji gramatycznych. Negatywne strony: mało ciekawe tematy. Autentyczny język (ok, to w sumie pozytywna strona), robiący jednak na początkującym wrażenie, że niemiecki NIE jest logiczny. No bo dlaczego np. „ans Meer” ale „nach Italien”? Dlaczego „keine Lust” ale „keinen Hunger”? Tu początkujący staje przed różnymi (pozornie) trudnymi zagadkami.
Pisanie podręczników do nauki języka obcego to zupełnie co innego niż pisanie podręczników/książek dla dzieci. Bierze się pod uwagę zupełnie inne kryteria dla zupełnie różnych grup czytelników.
A tu dla trochę starszych dzieci tekst o dziku i lisie:
Na tej grafice trochę źle się czyta, tu ten tekst jeszcze raz:
Ein Fuchs sah, dass ein Eber seine Hauer an einem Eichenstamm wetzte, und fragte ihn, was er da mache, er sehe doch keinen Feind vor sich. Der Eber erklärte ihm daraufhin, dass er sich zum Kampf rüste, denn wenn der Feind vor ihm stünde, habe er keine Zeit, seine Zähne zu wetzen. So machte der Eber dem Fuchs klar, dass man sich an guten Tagen auf die schlechten vorbereiten soll.’
Niemieckie DZIECI to zrozumieją, a Wy? 😉 I – pytanie zupełnie zasadnicze – czy opłaca się w ogóle wkładać wysiłek w to, żeby takie teksty rozumieć? Moim zdaniem: NIE!
(no dooobra, oto wolne tłumaczenie: Pewnego dnia lis zobaczył, jak dzik ostrzy sobie kły o pień dębu i zapytał go, po co to robi, bo przecież nie widzi przed sobą wroga. Dzik oświadczył na to, że przygotowuje się do walki, bo gdyby wróg przed nim stanął, to wtedy nie będzie miał czasu, żeby sobie zaostrzyć zęby. W ten sposób dzik wytłumaczył lisowi, że w dobre dni trzeba się przygotowywać na złe dni.)
Tematy „dla dzieci” stosunkowo rzadko są interesujące akurat dla dorosłych starających nauczyć się języka obcego. Występuje w nich na ogół nieproporcjonalnie dużo zwierząt (dzikich i domowych), opisów wiejskiego życia, dzieci, dużo księżniczek, książąt, smoków itp.
CZASEM jednak można znaleźć coś fajnego dla dzieci, co można polecić także dorosłym właśnie do nauki niemieckiego. Moją ulubioną serią są opowiadania „Meine Schwester Klara” i „Ich und meine Schwester Klara”. Autor: Dimiter Inkiow. To – w odróżnieniu od wielu znanych mi książeczek dla dzieci – krótkie i dowcipne opowiadania o życiu codziennym i jego perypetiach z perspektywy dwojga rodzeństwa (narrator jest młodszym bratem Klary, która właśnie zaczyna chodzić do szkoły). Ta seria trochę przypomina angielską serię o „Junie B. Jones”, która na polski tłumaczona jest jako seria o „Zuźce D. Zołzik”.
Są też miniksiążeczki o Conni (niektóre z nich przetłumaczone nawet na polski, w Polsce sprzedawane jako seria o „Zuzi”).
Takie książeczki jeszcze mogą się faktycznie trochę przydać, ale elementarze raczej nie ;).
W środowisku blogowym często mówi się o nauce jak dziecko, ale nie w kontekście nauki z elementarza czy książek. Dziecko chłonie wiedzę poprzez kontakt z danym językiem. Nie mówi, ale rozumie i z każdym dniem pojmuje coraz więcej.
Z tą nauką chodzi o „wtopienie” się w dany język – o oglądanie filmów, seriali, słuchanie audiobooków czy czytanie książek w oryginale/danym języku. O oswojenie się z danym „kodem”, którym na początku jest dany język, aby potem poprzez wiele zmysłów, którym dajemy bodźce, móc łatwiej ten kod rozszyfrować.
Oczywiste jest, że nauka z elementarza, nie ma wielkiego sensu. Ale czytanie takich krótkich książeczek dostosowanych do poziomu/wikipedii/gazet od samego początku – już tak 🙂
Tak, „wtapianie się” jest świetne i celowe.
Ale nie dla wszystkich jest jasne, że nauka z elementarza wcale nie jest dobrym pomysłem ;). Dla kogoś, kto nie miał dotychczas bliższych kontaktów z nauką języka obcego wydaje się to być zupełnie oczywistą opcją. „Dla dzieci” – więc musi być proste i zrozumiałe.
Najlepsza metoda dla dzieci chyba, tak byłem uczony Niemieckiego 50. (sic) lat temu, potem w wieku 20. lat mieszkałem „gdzieś tam” i mówię w Wienerisch, ale od 25. lat w Northwestern ‚merican….polecam
to prawda, ze w niemieckiej szkole pozwalaja pisac…jak sie chce. NAWET ja (uczony niemieckiego lata temu dodatkowo w trzyletnim technikum samochodowym na podbudowie szkoly zasadniczej) wychwycam bledy u corki znajomych. Czasem pokazuje jej gdzie zrobila blad (wlasnie zdala do IV klasy). Ostatnio mowilem jej, ze nie pisze sie das (ze) tylko daß, a skoro juz tak napisala to niech dostawi drugie s i bedzie dass…czyli tez dobrze. A ona mi na to, ze pani to widziala i nic nie mowila. A pani na pewno lepiej zna niemiecki niz ja((((((
Rzeczownikow pisanych mala litera tez pani nie kaze poprawiac.
Zgadzam się w 100%. Podręczniki i metody dla dzieci są przygotowane właśnie dla nich, a nie dorosłych. Spotkałam się już z osobami, które nie potrafiły tego zrozumieć. Wprawdzie nie dotyczyło to nauki języka niemieckiego, ale norweskiego. Rodzice, którzy wysyłają swoje dzieci do szkoły norweskiej z radością obserwują postępy swoich pociech. Są tak zachwyceni efektami nauki, że sami gotowi są korzystać z ich książek. Pytają też często, dlaczego muszą się uczyć rodzajników przed każdym rzeczownikiem, skoro ich dzieci nie muszą. Tylko, że dzieci uczą się każdego rzeczownika w kontekście i wiedzą jak go użyć. A jak nie wiedzą, to nie czują się zawstydzone tym, że ktoś je poprawi -przecież ciągle się uczą i ciągle są poprawiane przez dorosłych. My dorośli musimy poznać zasady gramatyczne, żeby unikać żenujących sytuacji. Oczywiście nie unikniemy popełniania błędów, ale nie decydujmy się na drogę, jaką idą nasze dzieci. To wcale nie przynosi szybszych efektów. Czy satysfakcjonuje Cię poziom słownictwa, jakim włada 10-latek? Nie załatwisz sprawy w urzędzie ucząc się nawet kilka lat jego metodami.
Pani Agnieszko,
czy mogłaby Pani podać informację z jakiego elementarza pochodzą zdjęcia zadań?
No niestety, pisałam to już tyle lat temu, że nie mam pojęcia…
Zgoda polowiczna, gdyby ktos wydal elementarz „dla dzieci” dla obcokrajowcow (tzn. z lokalnym tlumaczeniem), to byloby to. W koncu sprawdzajac polski elementarz czytam o tym, ze „Ola dostala nowy berecik”. Zdania maja po ok. 4 wyrazy. Jak sie wezme tymczasem za ksiazke do niemieckiego niby do nauki, to na dzien dobry mam albo opis gramatyki albo scenke rodzajowa o zamachu na bank, gdzie dwa zdania wypelniaja caly akapit.
Ale dzieki za namiary na te przystepne elementarze :-).
Chodziłam na kurs języka niemieckiego w niemczech, uczyła mnie Rosjanka, była naprawdę taką nauczycielką której się nielubi czyli strasznie wymagająca i nie interesowalo ją to że sami niemcy nie potrafią poprawnie mówić po niemiecku my musieliśmy mówić i pisać poprawnie.
Morał z tej bajki taki że wszystko zależy od nauczycieli a nie od uczniów. Pozdrawiam serdecznie swoją germanistke i Was również