Dlaczego napisałam „Pokochaj niemiecki!”?

No właśnie – po co?

W ogóle „Pokochaj…” to bardzo dziwny tytuł jak na podręcznik. Są na rynku różne książki do nauki: „gramatyka”, „słówka”, „testy”, „repetytoria”, „rozmówki”, itp. itd.

Ale książka do „kochania” niemieckiego??

Jak już może wiecie, „Pokochaj niemiecki” nie jest klasycznym podręcznikiem, tylko raczej dodatkową pomocą w nauce. Nie tylko zbiorem  ćwiczeń i wyjaśnień dla uczniów na wszystkich poziomach niemieckiego, ale również, a może nawet przede wszystkim, ogromnym zbiorem porad i metod, JAK SKUTECZNIE uczyć się akurat języka niemieckiego.

Ucząc niemieckiego od wielu lat posługuję się wieloma różnymi podręcznikami – i polskimi i wydanymi za granicą. Szacuję, że mam ich około setki. To bardzo duży wybór. Nie mówiąc już o materiałach dostępnych w internecie, których dosłownie zliczyć nie można.

Z biegiem lat i coraz dłuższą praktyką w nauczaniu coraz bardziej dochodzę do wniosku, że nawet ci, którzy CHCĄ się uczyć (a nie „MUSZĄ”, np. w szkole, choć wcale nie chcą), na ogół zupełnie nie mają pojęcia JAK się uczyć. Dlaczego? Dlatego, że TEGO nikt nie uczy. Wszyscy uczą JĘZYKA, a nie technik, jak go skutecznie „rozgryźć”.

Spisałam w „Pokochaj niemiecki!” nie tylko własne wieloletnie doświadczenia. Pisząc tę książkę przeczytałam kilkadziesiąt podręczników na temat skutecznej nauki, wydanych głównie na Zachodzie i nie tłumaczonych na język polski. Wszystkie ważne wnioski, wynikające z ich lektury miały również ogromny wpływ na treść „Pokochaj niemiecki!”.

Istnieje cały szereg kreatywnych pomysłów i tricków, jak można zwiększyć skuteczność i tempo swojej nauki. Znajdziesz je wszystkie właśnie w „Pokochaj niemiecki!”.

Pisząc „Pokochaj niemiecki!” mieszkałam akurat na stałe w Londynie. Posługuję się wprawdzie także angielskim, ale niemiecki znam nieporównanie lepiej. Już przed naszym 3-letnim epizodem mieszkania w Londynie mieszkałam w Niemczech przez 18 lat i studiując, pracując tam, zakładając firmy i zakładając rodzinę przyzwyczaiłam się do wszechobecności niemieckiego w moim życiu tak bardzo, że w Anglii mi go po prostu brakowało. Cieszyłam się na prowadzenie każdej lekcji niemieckiego i „zazdrościłam” moim uczniom, że mogą się właśnie TEGO uczyć, zazdrościłam im mieszkania w strefie niemieckojęzycznej i/lub wyjazdów do Niemiec. Jakoś automatycznie „wykluło się” przy tym słowo „kocham (niemiecki)”. Dawniej, mieszkając w Niemczech, nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wtedy w Londynie ucząc niemieckiego ciągle łapałam się na porównywaniu angielskiego i niemieckiego – często na korzyść niemieckiego, który JEST moim zdaniem bardziej logicznie i konsekwentnie skonstruowany od angielskiego.

Z tego już tylko mały krok dzielił mnie od uświadomienia sobie faktu, że właśnie własna  wewnętrzna pozytywna motywacja („Pokochaj!”) jest tak naprawdę głównym kluczem do sukcesu w nauce. Głównym motorem, który u ludzi zmotywowanych funkcjonuje jak silnik w Ferrari, a u ludzi bez motywacji w ogóle lub prawie w ogóle nie działa. Stąd tytuł książki – „Pokochaj niemiecki!”.

„Pokochaj niemiecki!” to:

  • SZYBKA
  • PRZYJEMNA i
  • SKUTECZNA

nauka języka niemieckiego

Pokochaj niemiecki  – a zyskasz wzajemność!!!

 

Reklama

5 comments

  1. Próbuję, naprawdę próbuję ale wciąż mi brak tej iskry. Jestem beznadziejnie zakochana w języku angielskim jego dwuznaczności i elastyczności. Ciągle szukam czegoś co mnie przekona, że niemiecki też mogę pokochać:)

    1. Jedno nie wyklucza drugiego 😉 JA TEŻ kocham angielski (mimo, że go znam gorzej). Kocham również rosyjski.
      No i dokładnie o to chodzi, żeby się „zakochać”…, a jeszcze lepiej właśnie BEZNADZIEJNIE zakochać ;-).
      Pozdrawiam i życzę sukcesów!

  2. Droga Pani Agnieszko,

    to jest tak bardzo wzruszajace, ze zabiega Pani o popularyzacje jezyka Goethego i Schillera wsrod Polakow. Ale przedstawiciele pokolenia Pani rodzicow nierzadko stronia od tego jezyka. Znam na przyklad pewna pania z Warszawy, ktorej syn jest wybitnym naukowcem i pracuje juz od pieciu lat w RFN. Pani M. bardzo czesto go odwiedza i wlada calkiem dobrze angielskim, francuskim wloskim. Podczas pobytow w Niemczech stara sie wszedzie porozumiec w wymienionych powyzej jezykach, ale niemiecki nie moze jej przejsc przez gardlo. Natomiast jej syn moglby wykladac techniczny jezyk niemiecki dla studentow lingwistyki lub germanistyki. Czy moze Pani sobie wyobrazic takia sytuacje?
    Chyba sprezentuje pani M. Pani ksiazki. Tylko jak sie do tych ksiazek dobic mieszkajac na stale w Niemczech?
    Serdecznie pozdrawiam
    Andrzej Krause

    1. Drogi Panie Andrzeju,

      tak, doskonale rozumiem, o czym Pan pisze. Co więcej, moja własna rodzina, rodzice, ich rodzeństwo i oczywiście też moi dziadkowie sami byli bardzo dotknięci przez wojnę i jej skutki. Moja ś.p. ciocia opowiadała, że jako dziecko stojąc na balkonie mieszkania na pierwszym piętrze pluła z góry na przechodzących po ulicy Niemców…
      Ja sama wychowałam się na “Czterech pancernych”, “Stawce większej niż życie” itp. Naprawdę rozumiem, że katastrofa wojenna pozostawiła wspomnienia i rany w sercach nie tylko jednego pokolenia, ale także ich potomków. To zresztą w ogóle znany fenomen. Weźmy na przykład jedną z moich ulubionych pisarek, Lily Brett. Urodziła się w Australii, jej rodzicami są ludzie, którzy przeżyli pobyt w Oświęcimiu. I właśnie wyłącznie przez rodziców jest “poszkodowana” jeśli chodzi o Niemców i całą historię wojny. Pisze o tym niesamowite, wzruszające książki, mimo, że temat jej osobiście już nie dotyczył. No ale właśnie jej rodziców…
      Podobnie jest z moim pokoleniem. Nasłuchałam się różnych wojenno-powojennych rodzinnych historii. Jednak zawsze była to “historia”. Nie zakrzewiono we mnie nienawiści do Niemców i Niemiec jako takich.
      Nie chcę tu absolutnie bagatelizować faktu wojny, wszyscy zawsze mówią, że trzeba o tym pamiętać. Trzeba. Na zawsze. Ale z drugiej strony ile jeszcze pokoleń młodych Niemców ma się wstydzić tego, że ich przodkowie zachowali się tak, jak się zachowali? A ile pokoleń młodych Polaków ma nienawidzić tych młodych Niemców też wyłącznie z historycznych powodów? Moim zdaniem – i na szczęście też zdaniem coraz większej ilości młodych Polaków – to jest po prostu bez sensu. Spójrzmy w przyszłość.

      Jeden z moich wujów zapytał mnie kiedyś wiele lat temu agresywnie “Jak ty w ogóle możesz chcieć wyjść za “Szwaba”??”. No ale cóż ten mój “Szwab” (a konkretnie Frankończyk) może na to poradzić, że kiedyś była wojna? Nawet jego rodzice są w tzw. “białych rocznikach”, czyli takich, które były za młode, aby wziąć czynny udział w wojnie. Zresztą akurat cała rodzina mojego męża też bardzo ucierpiała przez wojnę. Rodzice teściów też z różnych powodów nie brali w niej udziału. Generalnie powiedziałabym, że poglądy rodziny Drummerów są wręcz bardziej europejskie i pacyfistycznie niż moje własne.
      Miałabym więc nie wyjść za mąż za tego kochanego człowieka tylko dlatego, że przypadkiem urodził się tu, a nie gdzie indziej i przypadkiem jego językiem ojczystym jest niemiecki?

      Kolejne pokolenie, mojej nastoletniej córki, podchodzi do tych zagadnień historycznych już też inaczej. Moja córka irytuje się, że w szkole na lekcjach historii tyle musi się uczyć o Republice Weimarskiej, III Rzeszy i wojnie. “I słusznie” – odpowiadam jej. “Trzeba wiedzieć, dlaczego i jak do tego doszło, a na dodatek Niemcy mają teraz wyjątkowy kompleks tej wojny”. Córka ma dwa obywatelstwa i “dwa serca” – dokładnie pół rodziny polskiej, a pół niemieckiej. Tym trudniej jest jej sobie wyobrazić, że te dwa kraje były kiedyś śmiertelnymi wrogami.

      Oczywiście nikogo nie jestem w stanie zmusić ani przekonać do “pokochania” Niemców i/lub niemieckiego. Sama też pozostanę Polką z krwi i kości i tak naprawdę mój wewnętrzny “dom” jest w Warszawie. Z drugiej strony przeżyłam już ponad połowę życia tu w Niemczech i od samego początku spotkały mnie tu wyłącznie dobre rzeczy.
      Czy podtrzymywanie antagonizmów i takiej hisorycznej “nienawiści wojennej” ma jakikolwiek sens? Czyżby naprawdę na serio ktokolwiek wierzył w to, że powinniśmy być na zawsze wrogami?

      W Pana przykładzie też tylko to “starsze” pokolenie ma “problem” z niemieckim. Kolejne generacje już znacznie bardziej zwracają się ku sobie.

      Ja jestem pewna, że dalsze zbliżenie obu nacji, tak kulturalne jak i światopoglądowe i oczywiście też językowe, przyniesie obu krajom wiele korzyści.

      PS
      Skoro mieszka Pan w Niemczech, to może podręczniki do niemieckiego nie są już tak potrzebne?
      Ale gdyby były, to można je kupić w Niemczech na allegro (z wysyłką za granicę) lub http://www.polstore.de/Pokochaj-Niemiecki_1

      Pozdrawiam równie serdecznie,
      Agnieszka Drummer

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s