Spory procent moich uczniów to osoby, a zwłaszcza panie, mieszkające w Niemczech. Schemat jest na ogół podobny:
- polska lub/i polskojęzyczna rodzina
- dziecko lub dzieci (na ogół 2)
- mąż pracuje, jakoś sobie z niemieckim radzi
- żona zajmuje się dziećmi i domem i zna niemiecki zbyt mało, żeby móc pracować
- zakupy w sklepach samoobsługowych, unikanie niekoniecznych konwersacji z kimkolwiek
- polska telewizja, internet po polsku, prasa/książki/filmy po polsku
- polscy znajomi, sąsiedzi
- dzieci uczą się niemieckiego w szkole, ale z biegiem lat przestaje im się rozwijać i rozbudowywać słownictwo polskie, zaczynają odpowiadać rodzicom po niemiecku
- w niektórych przypadkach kurs dla początkujących, po którym dalej nie umie się mówić
Taki stan może trwać latami, ba, dziesięcioleciami. I to wbrew pozorom właśnie mimo mieszkania na stałe w Niemczech. Patrząc na to „z boku” aż trudno to sobie wyobrazić. Z drugiej strony jeśli ktoś (kobieta) jest w takiej sytuacji, to zmiana takiego stanu rzeczy wymaga od niej niesłychanej energii i samozaparcia. No bo w sumie daje sobie radę na codzień. A nauczenie się niemieckiego na takim poziomie, aby móc np. pracować wydaje się nieosiągalne.
Ale JEST osiągalne! Niemieckiego naprawdę można się nauczyć, tylko trzeba w to zupełnie serio zainwestować czas, głównie czas, aby uczyć się systematycznie i cierpliwie. Z dnia na dzień nie da rady 😉 Regułą jest, że ludzie przeceniają, ile są w stanie nauczyć się SZYBKO, „na wczoraj”, a nie doceniają, jak dużo mogą nauczyć się „na spokojnie”, cierpliwie i systematycznie. Ewelina pisze o tym bardzo mądrze i ciekawie w swoim blogu tu: http://onaucejezykow.blogspot.com/2011/01/gowny-bad-podczas-nauki-jezykow-nauka.html
Często zgłaszają się do mnie uczniowie/uczennice i gdy zaczynamy zajęcia WSTYDZĄ się mówić. No ale jak NIE mówiąc nauczyć się mówić?? I w ogóle – czego się wstydzić? Z całą pewnością nie istnieje nikt, ani jedna osoba na całym świecie, która nauczyła się języka obcego NIE robiąc błędów. Każdy na swojej drodze do opanowania języka obcego jakąś własną ilość błędów musi „zaliczyć”, jeden większą, inny mniejszą…
Gdy ktoś się martwi, że robi błędy w języku obcym to radzę mu kiedyś nagrywać siebie jak mówi po polsku, a następnie spisać to co powiedział – gwarantuję, że znajdzie tam całe mnóstwo błędów, od stylistycznych po gramatyczne. Nikt nie jest doskonały.
Patrząc natomiast na polskich emigrantów często mi jest wstyd za to, że nie starają się przynajmniej w najmniejszym stopniu zasymilować i zamykają się w swojej polskiej bańce. Jestem takie ładne angielskie przysłowie: „When in Rome, do as the Romans do” – moim zdaniem bardzo dobrze podsumowujące twój artykuł.
No niektórzy się starają 😉 Niektórzy nawet z bardzo dobrym skutkiem. Ale duża część się niestety naprawdę (niepotrzebnie) wstydzi.
dziekuje za odeslanie do mojego artykulu 🙂
Ja nigdy nie balam sie robic bledow, ale to dzieki mojej mamie (anglistka) – ona zawsze i do znudzenia powtarzala wlasnie – nie boj sie robic bledy. Z ta prawda bylam tak oswojona, ze znajac czy nie znajac jezyki szukalam niemal na sile potencjalnego rozmowcy. Bledy, ktore popelnialam nie wywolywaly poczucia zawstydzenia, nigdy obcokrajowcy nie patrzyli na mnie lekcewazaco, ze dopiero sie ucze i takie okropne bledy popelniam. Moje bledy wielokrotnie odpowiedzialne byly za rozbawienie do lez jednego rozmowcy czy tez calej grupy . Smiech to zdrowie, nikt mnie nie wysmiewal, nie ponizal ani nie gardzil, ale smial sie seredcznie. Smieszne momenty sa ogromna przyjemnoscia.
Nigdy nie zapomne jak bedac mala spotkalam grupe amerykanow i opowiadalam jak zabilam kurczaka uczac sie jezdzic samochodem i zamiast powiedziec, ze przejechalam ‚Chicken’ powiedzialam ‚kitchen’. Wszyscy, ale to doslownie wszyscy padli ze smiechu, mimo ze teraz nie wydaje sie to wcale takie smieszne, ale sytuacyjnie wyszlo bardzo komicznie.
W jezyku greckim z kolei tony odgrywaja ogromna role np. – wyraz „pote” z akcentem na o oznacza”kiedy” ,a z akcentem na e „nigdy”. Nieunikone jest popelnianie bledow.
Niezliczona ilosc takich sytuacji mialam i na pewno miec bede, ale to zadna przeszkoda. To radosc nauki 🙂 Jesli blad nie poprowadzi do smiechu to moze doprowadzic jedynie do niezrozumienia, albo nieporozumienia- czyli wszystko to urozmaica zycie 🙂
Tak na marginesie, czytajac Twoj artykul nie moglam sie powstrzymac przed porownaniem sytuacji polskich rodzin w obcych krajach. Oczywiscie wszedzie gdzie cala rodzina jest polska to latwiej im uchronic sie przed nauka jezyka obcego, jednak w Grecji nie da sie go chyba nie nauczyc.. tutaj wszyscy sa tak ciekawscy, ze zaczepiaja na ulicy sie wszystkiego wywiedziec. Zagaduja nieznajomych na kazdym kroku. Moj maz jest grekiem, ale on nie przyczynil sie w najmniejszym stopniu do mojej nauki greckiego. Greckiego nauczylam sie na ulicy, w sklepach, w warzywniakach, na targu itp. itd. Z nieumienia niczego, jakos to sie stalo, ze sie nauczylam, bo grecy po angielsku to prawie wcale i tak jakos , samo z siebie wyszlo.
Z kolei widze Niemcow, ktorzy przyjezdzaja do Grecji na wakacje. Niemcy chyba ogolnie sa troche bardziej zamknienci, tacy bardziej ‚w obrebie’ wlasnej rodziny i po za nia sa bardzo ostrozni we wszelkich kontaktach?
Witam i pozdrawiam,dwa lata już tułam się po Niemczech .Jestem opiekunką osób starszych,języka uczę się od wszystkich..Ze smutkiem muszę przyznać,że z pomocy znajomych rodaków,którzy mieszkają tu długo, nie skorzystałam.Odsyłali mnie do translatora….
Jestem zachwycona tym krajem,,nie poznałam jeszcze nikogo z „Tubylców”na tyle by zadać pytanie :”Jak to jest być Niemcem?”Myślę,że z blogu tez trochę zdołam zaczerpnąć,właśnie potrzebuję poukładać sobie to co osiągnęłam.
Odgrzebałam sobie, co z tego, że post ma ponad pół roku ;p
Ale jednak muszę powiedzieć coś od siebie – bo z tym wstydem, to faktycznie jest dramat. Pamiętam, jak się bałam odezwać na uczelni na zajęciach, które nie były kursem języka niemieckiego – a i tam na początku miałam stres, bo przecież prowadzący jest NIEMCEM! (straszne, prawda?). W pracy – fizycznej – język nie był jakoś bardzo potrzebny, ale w sytuacjach ja – klient,musiałam powtarzać, co mówi, bo nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam, a o jakichś tam zagadywaniach czy żarcikach, jak to się mi po polsku często zdarza, nie było mowy. Od stycznia szukam nowej pracy i mówię sobie w duchu, że skoro z moich chłopakiem rozmawiam często i długo, to dlaczego miałabym sobie nie dać rady w pracy? Ale na samą myśl pewność siebie spada mi w okolice zera. Mam nadzieję jednak, że przekonam siebie samą, że robienie błędów to nie grzech…
Ciekawe, ale są ludzie, którzy się wstydzą, a są tacy, którym jest to zupełnie obojętne… ;). Najgorsi są ci, którzy się wstydzą, ALE MIMO TO nic na to nie robią ;).
Na Twoim miejscu, z tego co piszesz na swoim blogu, nie wstydziłabym się WCALE.
W wieku 61 lat pojechałam po raz pierwszy do pracy do Niemiec jako opiekunka osób starszych, umiałam tyle ile sama nauczyłam sie w domu. Ze szkoły gdzie przez 2 lata uczyłam sie niemieckiego pamietałam że stadt to miasto a dorf wioska, jednak jadąc pod francuską granicę powiedziałam sobie że dam radę… i dałam. Wstydzić się mówić to dopiero WSTYD. Niemcy sa bardzo wyrozumiali i nigdy nie wyśmiewają. Teraz kiedy byłam juz tam kilka razy, wiem że staraja sie zrozumieć i podpowidzieć cos Polce żeby jej było łatwiej. Teraz mój niemiecki jest całkiem całkiem.
Podziwiam wszystkich, ktorzy nie wstydza sie mowic po niemiecku. Ja niestety jak znajduje sie w stuacji gdzie musze cos mowic w tym jezyku to dostaje takich nerwow i stresu, ze nawet prostego zdania nie potrafie skleic:(. Jak to przezwyciezyc? Skonczylam kursy i zdalam z dobrymi wynikami w VHS poziom B2
Polecam to nagranie: https://www.youtube.com/watch?v=VisTPjjjavE