Za miesiąc wakacje! W tym roku zaczynają się 26 czerwca i trwają do 31 sierpnia. To dokładnie SZEŚĆDZIESIĄT SIEDEM dni. Masa czasu.
Większość z Was poświęci zapewne większość tego czasu na odpoczynek od szkoły. I w sumie słusznie. Z drugiej strony aż szkoda tylu wolnych dni, żeby „nic” z nich nie wynieść. Tak, wiem, odpoczynek też ważny itd. Wiem. Ale są ludzie, którzy np. na kilka tygodnie wyjeżdżają za granicę, powiedzmy na kurs, aby podszkolić język. Jakoś im nie szkoda na to czasu, który przecież mogliby spędzić wygodnie leżąc gdzieś na trawie, ba, nawet na plaży…
Oczywiście nie każdego stać na zagraniczny kurs językowy, nawet nie każdego na wyjazd bez kursu. Więc powiedzmy, że zostajesz w Polsce i nie masz jakichś szczególnych planów poza np. wczasami gdzieś, obozem, wycieczkami, leniuchowaniem itp.
Wakacje miną, jak każde, szybciej niż czas w ciągu roku szkolnego. Ledwo się zaczną, a już się skończą (przynajmiej ja miałam zawsze takie wrażenie jako dziecko ;-)). I znowu zacznie się rok szkolny, znowu monotonia dnia codziennego, szkoła, szkoła… W szkole może m.in. niemiecki.
A teraz inny scenariusz. Przerobisz w ciągu wakacji CAŁĄ książkę NIEMIECKI DLA CIEBIE. Napisana jest bardzo prosto, zupełnie bezstresowo, gwarantuję. Zawiera dokładnie 52 rodziały. A Ty masz do dyspozycji 67 dni. To nawet o 2 tygodnie za dużo ;-).
Tak, wiem, że reklamuję tę książkę oficjalnie jako samouczek na PÓŁ ROKU. To pół roku odnosi się do ludzi, którzy szkołę skończyli 20 lub 30 lat temu, którzy w ogóle nie są już przyzwyczajeni do uczenia się. Ty sobie z nią bez problemu dasz radę w ciągu jednych wakacji.
A może nie znasz jeszcze w ogóle niemieckiego? Tym lepiej, to właśnie poznasz.
Proponuję Ci – zachęcam Cię – do zaopatrzenia się w ten podręcznik. Jest on całkowicie „samowystarczalny”, nie potrzebujesz do niego ani słownika, ani internetu. Jest w sumie nieduży. Tak naprawdę netto „nauki” w nim to zaledwie ok. 100 stron (reszta to ćwiczenia, klucz, słowniczek i parę innych pomocy). Możesz go z powodzeniem zabrać na jakikolwiek wyjazd, nie waży dużo, nie zajmuje dużo miejsca.
Przeczytaj we wstępie instrukcję, jak się nim posługiwać i zastosuj się do niej. Jedyne, co masz zmienić, to częstotliwość nauki – przerabiaj po prostu 1 temat każdego kolejnego dnia.
Gdy zaczną się wakacje, to nie zaczynaj od razu 26. Zacznij dopiero w poniedziałek, 28 czerwca. Podobno udowodniono, że inicjatywy i projekty rozpoczęte w poniedziałki mają największe szanse powodzenia. Nie ucz się także w niedziele. Niekoniecznie z powodów religijnych, tylko tak, żeby całość trochę rozluźnić. I daruj sobie ostatnie 3 dni, czyli 28, 30 i 31 sierpnia. Dzięki temu na naukę przeznaczysz „tylko” 53 dni (w ten ostatni przyjrzyj się dodatkowym sekcjom w książce, które nie funkcjonują jako kolejne tematy).
Co dzięki takiej akcji osiągniesz? To zależy od Twojego aktualnego poziomu. Albo z poziomu ZERO wzniesiesz się na poziom całkiem całkiem. Albo powtórzysz sobie solidnie podstawy gramatyki. Albo nareszcie „skumasz” logiczną konstrukcję tego języka i wypiszesz się z grupy na facebooku „Nie mogę się nauczyć niemieckiego!!!” lub/i „Nie idźmy dzisiaj na niemiecki” 😉 😉
A przede wszystkim będziesz miał/miała niesamowicie satysfakcjonujące uczucie, że zrobiłeś/zrobiłaś coś dla Ciebie ważnego, że zainwestowałeś/zainwestowałaś niewielkim kosztem czasu (no bo ile to Ci zajmie dziennie? godzinkę? nawet mniej!) w swoją przyszłość, w lepsze oceny, w mniej stresu w ciągu roku szkolnego.
Nie obiecuję Ci absolutnie, że po wakacjach będziesz dzięki temu płynnie mówił/mówiła po niemiecku, bo kursy typu „język w 4 tygodnie” itp. to bzdura. Ale obiecuję Ci, że będziesz miał/miała niezłe wyczucie, jak to wszystko w niemieckim funkcjonuje i że będzie to bardzo solidna baza do dalszej nauki w jakimkolwiek celu.
Jeśli masz jeszcze wątpliwości lub pytania nt. Niemiecki dla Ciebie, to wpadnij na moją stronę internetową, tam jest o niej napisane więcej. Tu na tym blogu też był kiedyś wpis „O Małgosi i Oli” (https://agnieszkadrummer.wordpress.com/2010/01/29/o-malgosi-i-oli/), w którym pisałam o jej powstaniu.
Trzymam kciuki za powodzenie Twojego wakacyjnego projektu.
czy warto jechac na taki 2 tygodniowy kurs j. niemieckiego do monachium za ponad 5 tysięcy zł? czy naprawde mozna z niego duzo wyniesc, jesli zna sie niemiecki na poziomie podstawowym ? pozdr.
Hm, trudne pytanie. To zależy ile godzin niemieckiego jest dziennie, w jak dużej grupie i na jakim poziomie, a także KTO konkretnie w tej grupie jest – czy się z nimi dobrze dogadujesz (po niemiecku!), kto jest lektorem i czy jest tylko jeden czy też więcej nauczycieli do dyspozycji. Zależy też ogólnie od metody nauczania, od tego gdzie i z kim nocujesz i spędzasz czas po zajęciach… BARDZO zależy też od Twojej własnej motywacji do nauki.
Może się opłacać i „ustawić Cię” na wiele miesięcy, a może się też koniec końcem okazać zmarnowanymi pieniędzmi. Trudno o jednoznaczną odpowiedź!
Ja pewne wakacje, jeszcze przed pójściem na studia, poświęciłem dokładnie w połowie (1 miesiąc) na kurs języka niemieckiego w pewnej znanej wrocławskiej szkole 🙂 Nie żałuję ani jednej spędzonej tam godziny, znacznie podniósł się mój poziom, bo mogłem sie skoncentrować tylko na niemieckim. Dodatkowo dostawałem masę zadań domowych, średnio 3 razy więcej niż inni, bo chciałem wyciągnąć z kursu jak najwięcej. Lektorka była na tyle miła, że sprawdzała ze mną te dodatkowe testy i zadania na przerwach, gdzie przecież nie musiała 🙂 ukłon w jej stronę, imienia niestety nie pamietam, to było już jaaaakiś czas temu 🙂
Tak, kursy w Polsce są na ogół tańsze. A jak człowiek pilny i pracowity, to też dużo skorzysta 😉 Tak czy siak uczenie się w czasie wakacji naprawdę wcale nie jest takie dziwne, nienormalne albo nie do przyjęcia… Naprawdę warto się pouczyć gdy ma się czas, a nie stały szkolny stres, wtedy efekty też są lepsze.
Nie ma Pani takiej propozycji dla dążących do C1? Tak na wakacje? 🙂 Pozdrawiam!